ARTEFAKTY 2023 
FOTOGRAMETRIA | GAZETA WYBORCZA | GAZETA UCHODŹCÓW |  FOTOGRAMETRIA | GAZETA WYBORCZA | GAZETA UCHODŹCÓW |  Artykuł powstał w ramach „Re:framing Migrants in the European Media". Ten międzynarodowy projekt finansowany przez Komisję Europejską został stworzony, by opracować mechanizmy, które zapewnią odpowiednią reprezentację migrantom i uchodźcom w mediach w całej Europie. Celem projektu jest pomoc mainstreamowym mediom w stworzeniu inkluzywnej i bezpiecznej przestrzeni do autoprezentacji dla migrantów i uchodźców.



Algierd (33), 100-letnie jedwabne haori i hakama

Byłem jednym z tych, którzy działali społecznie przy organizacji sprawiedliwych wyborów - koordynowałem pracę obserwatorów, osób pilnujących frekwencji i przestrzegania reguł. Starałem się pozostać niezauważony, nawet moja rodzina nie wiedziała, czym się zajmuję. Po zwycięstwie Łukaszenki w sfałszowanych wyborach kilku moich kolegów zgarnęło KGB. Dostali absurdalnie wysokie wyroki - od 8 do 12 lat. Postanowiłem uciec.

Jedną z pierwszych rzeczy, które spakowałem do plecaka, było 100-letnie, jedwabne haori i hakama, tradycyjny japoński strój, który dostałem od siostry. W Białorusi nigdy nie założyłem tego stroju – bałem się, że przykuje zbyt wiele uwagi na ulicy. W Polsce założyłem go po raz pierwszy.



Kostia (34), pies Grem

Po protestach w Białorusi zamieszkaliśmy z dziewczyną w Kijowie. Pewnego razu chciałem pojechać do Mińska na urodziny mamy. Tuż przed wyjazdem dostałem wiadomość na Telegramie: „Konstantinie Waleriewiczu, czekamy na was, mamy parę pytań". Myślałem, że to żart. Okazało się, że to KGB. Oczywiście nigdzie nie pojechałem.

Po wybuchu wojny uciekliśmy do Warszawy. Cały czas jest z nami mój pies Grem, który jest jednocześnie najłatwiejszym i najtrudniejszym „bagażem" do przewożenia. Chodzi na własnych łapach, ale to się sprawdza tylko na krótkich odległościach. W przewozie Grema do Kijowa pomogła nam pani, która zajmuje się na co dzień transportem zwierząt. Wszelkie komplikacje na granicy załatwia łapówkami. Gorzej było po wybuchu wojny. 

Nie było czasu na pakowanie rzeczy. Brakowało aut i autobusów, pociągi były zapchane. Nie dla wszystkich było miejsce. Zastanawialiśmy się, co robić jeśli Grem nie zmieści się w transporcie. Na szczęście się udało. Podczas podróży autobusem do granicy towarzyszyły mu dwa koty, dwa psy i chomik. 

Teraz ponownie próbujemy rozpocząć nowe życie – tym razem w Warszawie.



Zmicier (29), srebrna koniczyna

Moja dziewczyna podarowała mi na pierwszej randce znalezioną w Puszczy Białowieskiej czterolistną koniczynę. Włożyłem ją do pokrowca telefonu. Kilka dni później milicja zatrzymała mnie podczas protestu. W suce stałem w kałuży krwi – milicjanci rozbili nosy dwóm chłopakom. Funkcjonariusze znęcali się nad nami; bili, kopali. Zawieźli nas do więzienia Akrestina w Mińsku. Cele były przepełnione – spędziłem dwie doby na spacerniaku, mającym pięć metrów długości i pięć metrów szerokości, ze 127 innymi zatrzymanymi. 

Miałem problemy ze stawem skokowym. Milicjanci nie pozwolili mi iść do lekarza. Udało mi się dostać do karetki, która przyjechała po mężczyznę w krytycznym stanie. Lekarz powiedział, że muszą mnie zabrać do szpitala.

Ojciec kilka dni później odebrał moje rzeczy z aresztu, ale nie było wśród nich koniczyny. Po wyjściu z aresztu moja dziewczyna kupiła mi srebrną koniczynę na łańcuszku, z którą od tamtej pory się nie rozstaję. Przypomina mi o tym, co przeżyłem w więzieniu. W areszcie nie jadłem i nie spałem przez trzy dni - w takich momentach do głowy przychodzą różne myśli. Wiele dowiedziałem się o sobie samym.


Andrei (17), gwizdek w kształcie ptaka

Niedaleko domu moich dziadków znajduje się popularny wśród turystów zamek w Mirze. Dziadkowie zaprzyjaźnili się z pewnym rzemieślnikiem, który sprzedaje tam swoje wyroby. Podczas jednego ze spacerów sprzedawca dał mi w prezencie gwizdek w kształcie ptaka, mający być symbolem naszej przyjaźni.


W 2021 r. musiałem wyjechać wraz z rodziną – moja mama uczestniczyła w protestach i została zatrzymana. Miałem jedną walizkę, do której nie upchnąłbym nawet połowy rzeczy, które chciałbym zabrać. Miejsce na gwizdek się jednak znalazło. Przypomina mi teraz o moim dzieciństwie.



Katia (35), drewniana podkładka

Wraz z przyjaciółką regularnie chodziłyśmy do pewnej kultowej kawiarni w Mińsku – mieszkańcy Mińska mówią na nią "U Dziadka". Prowadził ją starszy pan – Aleksander, emerytowany wojskowy, który urządził wszystko od podstaw. Wnętrze było udekorowane przeróżnymi bibelotami.

Kiedyś pan Aleksander zezłościł się na nas, bo przyszłyśmy z własnymi filiżankami. Nie chciałyśmy pić z plastikowych, jednorazowych kubków. W ramach rekompensaty postanowiłyśmy pomóc mu urządzić ogródek przed kawiarnią. Od tego czasu był dla nas miły, częstował różnymi przysmakami. Na Dzień Kobiet dostałyśmy od niego różne prezenty – wśród nich ozdobną, drewnianą podkładkę, którą można np. powiesić na ścianie.

Starałyśmy się odwiedzać pana Aleksandra co weekend. Niestety przez jakiś czas nie miałyśmy czasu, aby wpaść do kawiarni. Kiedy pojawiłyśmy się po miesiącu, skrzyczał nas i wygonił.

Po wybuchu rewolucji musiałam wyjechać z Białorusi – mój chłopak mógł trafić do więzienia za obronę drugiej osoby przed milicją podczas protestu. Nie mogłam spakować wszystkiego – w mojej walizce zabrakło miejsca na ciepłe ubrania. Spakowałam jednak drewnianą podkładkę, którą używam teraz jako podkładkę pod świeczki. Będąc w Polsce, dowiedziałam się, że właściciel kawiarni zmarł. Wraz z nim zniknęło to kultowe miejsce.



Bazhena (22), sukienka mamy

Wychowywałam się na wsi. Kiedy mama była w pracy, opiekowali się mną dziadkowie. Każdego dnia czekałam zniecierpliwiona na jej powrót. Biegłam przez pola i rowy na przystanek autobusowy, aby szybciej się z nią spotkać. Nosiła piękną, zwiewną sukienkę w kwiaty. Do dziś mam przed oczami ten obraz, choć samych spotkań nie pamiętam. To jedno z najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa.

W 2020 r. wyjechałam do Polski – spakowałam sukienkę mamy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie będę mogła wrócić do domu.
W maju 2021 r. zorganizowałam protest głodowy pod Komisją Europejską w Warszawie. Od tamtej pory mam zakaz wjazdu do kraju. Ostatni raz widziałam mamę dwa lata temu, na pogrzebie babci. Teraz bardzo lubię nosić jej sukienkę w kwiaty. Stała się częścią mnie.


Oksana (25), koszulka z Pogonią

Władza prześladowała mnie za udział w protestach. Musiałam uciekać wraz z 9-letnią córką. Wiedziałam, że nie mogę zabrać ze sobą biało-czerwono-białej flagi – Straż Graniczna mogłaby mnie aresztować. Włożyłam więc do walizki dwie koszulki z Pogonią, symbolem wolnej Białorusi. Podczas podróży wywróciłam koszulki na drugą stronę, aby nie było widać godła. Udało się bezpiecznie przekroczyć granicę. Koszulki służyły nam zamiast flag w nowym domu w Kijowie.

Nadeszła jednak wojna. Ruszyłyśmy w stronę polskiej granicy. Zabrałam dokumenty, trzy książki ("Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Swietłany Aleksijewicz, "Ja jestem rewolucją" Julii Artemowej i "Białoruski Donbas" Kateriny Andreevy), skarpety, majtki i wspomniane koszulki. Było strasznie zimno. Owinęłam koszulką głowę córki, aby było jej cieplej. Drugą koszulką wycierałyśmy łzy i krew, bo w pewnym momencie córce od zmęczenia i stresu zaczęła lecieć krew z nosa. Dotarłyśmy do punktu granicznego wyziębione i wycieńczone. Spędziłyśmy na granicy dobę.

W Warszawie wyprałam koszulki. Córka nosi jedną z nich. Druga stanowi pamiątkę tego, przez co przeszłyśmy.